Byłem po dramatycznej rozmowie z Grzegorzem Schetyną; być może powiedziałem o jedno słowo za dużo - tak poseł Janusz Palikot tłumaczył swoją wypowiedź o tym, że minister SWiA cieszy
mogło by być. Poprawnym zapisem jest "mogłoby być" z "mogłoby" zapisywanym łącznie. Przykłady: Jeżeli dodałbyś więcej czosnku, mogłoby być jeszcze smaczniejsze. Auto najwcześniej mogłoby być gotowe za trzy dni, pasuje to Panu?
Słowo 'przepraszam' to dopiero początek. Za nim powinno iść konkretne działanie (Fot. 123RF) Osoba, która została skrzywdzona, wcale nie musi przyjąć przeprosin. Ani przebaczać. W akcie skruchy chodzi o to, żeby ten, kto skrzywdził, uznał swoją winę i wziął za nią odpowiedzialność. Relacje, emocje, psychika, ciało.
Marciniak: O jedno słowo za dużo [felieton] Skandal w F1. Nelson Piquet w listopadzie zeszłego roku w rozmowie z brazylijskimi mediami nazwał Lewisa Hamiltona „neguinho”. Google translate tłumaczy to słowo tylko na jeden sposób: „czch”. I tak też przetłumaczyły je anglojęzyczne media. Nikt jednak nie słuchał wyjaśnień
Stream Wokinloksar - Tak Nam Dobrze Mogło Być by user272628371 on desktop and mobile. Play over 265 million tracks for free on SoundCloud.
JEDNO SŁOWO ZA DUŻO. Autor:ABBIE GREAVES; Wydawnictwo:MUZA; Liczba stron:381; Data premiery:30.06.2021r. Ale ten czas pędzi jak oszalały. Wydawało mi się, że dopiero co publikowałam recenzję Ciche dni autorki, a okazało się, że to było praktycznie w zeszłym roku. Fabułę książki do tej pory pamiętam, ze względu na nowatorskie
YVBTewZ. Podjadanie w sytuacjach stresowych pozwala nam czuć się dobrze, być bardziej zrelaksowanym, ale jedynie przejściowo. Szybko pojawia się poczucie winy. W średnim i długim okresie jedzenie kompulsywnie powoduje jeszcze większy niepokój. Jeśli jesz ze strachu lub zdenerwowania, zazwyczaj jesz „byle co”, nie zwracając uwagi na jakość spożywanego produktu. Zazwyczaj jest to czekoladowy batonik, fast food, coś niezdrowego, co na chwilę zadowoli twoje podniebienie i odwróci twoje myśli od smutków. Głównym problemem jest to, że stany lękowe nie znikną tylko dlatego, że zjesz coś co ci smakuje. Próba uspokojenia lęków przekąską kończy się w większości przypadków pogorszeniem sytuacji. Problem jest znacznie bardziej złożony. Dlaczego lęk powoduje, że jemy Podjadamy w sytuacji stresowej, ponieważ mamy słabą zdolność zarządzania emocjami. Wielu z nas ukrywa negatywne emocje, tłumi je w sobie, ponieważ nie są one dobrze odbierane społecznie. Jemy, żeby ich uniknąć. Inną przyczyną kompulsywnego podjadania jest nadmierna samokontrola. Jeśli spróbujemy na siłę stłumić nasze nadmierny apetyt, możemy spowodować odwrotny skutek, a takie rozwiązanie pogorszy jeszcze nasz problem. Zajadamy stres również wtedy, gdy jedzenie traktujemy jako źródło wyjątkowej przyjemności. Jeśli dobre samopoczucie osiąga się jedynie poprzez spożywanie smacznego posiłku, łatwo doprowadzić do kompulsywnego podjadania. Takie zachowanie może stać się uzależnieniem, jeśli nie jest kontrolowane. Głód spowodowany niepokojem – jak go odróżnić od zwykłego głodu Pojawia się nagle i jest bardzo intensywny, nie sposób go stłumić. Trochę tak, jakby był generowany przez to, co mamy w głowie, a nie przez nasz żołądek. Zachęca nas do jedzenia dla czystej przyjemności. Jeśli poddasz się mu i zjesz, wtedy opanuje cię poczucie winy i jeszcze większego niepokoju. Jak go pokonać Aby walczyć z głodem związanym z nieopanowanymi emocjami, musisz najpierw nauczyć się dobrze rozpoznawać te sytuacje, które go prowokują. Zastanów się, czy cierpisz z powodu jakiegoś zdarzenia, które mogło mieć na ciebie wpływ emocjonalny, czy to w pracy, czy w domu. Poza tym, zarządzaj swoimi emocjami. Tłumienie ich jest błędem. Negatywne emocje są częścią naszego życia i musimy je zaakceptować, dzielić się nimi lub wyrażać je w razie potrzeby. Ucząc się radzić sobie z emocjami, zarówno negatywnymi, jak i pozytywnymi, zaobserwujemy, że nasz poziom lęku spada. Zmniejszy się napięcie i cierpienie, a także pragnienie podjadania. No i oczywiscie, zrelaksuj się. Zbawienny wpływ przy problemach z podjadaniem ma odpowiednia ilość snu (co najmniej 7 godzin) oraz ćwiczenia fizyczne i… czytanie. Na podstawie:
Seller: czytam_po_polsku ✉️ (489) 99%, Location: Zarów, PL, Ships to: WORLDWIDE, Item: 353553281856 Jedno Słowo ZA dużo (Slowo duzo). Jedno słowo za dużoGreaves Abbie. Książki/Literatura obyczajowa/Literatura obyczajowa. Number of pages cm. Condition: Neu, Country and region of origin:: Polska, Language: Polski, Author: Greaves Abbie, Book Title: Jedno słowo za dużo, Release date: Category: Książki/Literatura obyczajowa/Literatura obyczajowa, Publisher: Muza SA, Cover: Miękka, Dimensions: cm, Number of Pages: 384, ISBN: 9788328717107 PicClick Insights - Jedno Słowo ZA dużo (Slowo duzo) PicClick Exclusive Popularity - 0 watchers, new watchers per day, 397 days for sale on eBay. 0 sold, 3 available. Best Price - Seller - 489+ items sold. 1% negative feedback. Great seller with very good positive feedback and over 50 ratings. People Also Loved PicClick Exclusive Jedno słowo za dużo {slowo duzo} ABBIE GREAVESEUR 19,21 Buy It Now 26d 4hJedno słowo za dużo - Abbie GreavesEUR 20,46 Buy It Now 26d 14hJedno słowo dwa znaczenia {slowo} MAGDALENA JAROSZ MARCIN JELEŃ /JELEN/EUR 17,39 Buy It Now 26d 6hEucharystia i słowo {slowo}EUR 28,58 Buy It Now 26d 6hZłap się za słowo Sposób na 365 dobrych dni {Zlap sie slowo Sposob}EUR 25,16 Buy It Now 26d 9hJakie to było słowo Ćwiczenia logopedyczne cz 2 {bylo slowo Cwiczenia} ZMUDZIŃSKEUR 26,53 Buy It Now 26d 9hDać rzeczy słowo Co za historia ćw 5 elementów {Dac slowo cw elementow} PIETRZYKEUR 16,47 Buy It Now 26d 8hSłowo B 5 Ilustrowane wyd Nowego Testamentu {Slowo}EUR 26,53 Buy It Now 26d 6hDać rzeczy słowo Co za historia ćw 4 elementy {Dac slowo cw} PIETRZYKEUR 14,87 Buy It Now 26d 8hŚwięte słowo {Swiete slowo} SIGRDUR HAGALN BJORNSDÓTTIR /BJORNSDOTTIR/EUR 22,41 Buy It Now 26d 7hAbba powiedz mi słowo Wybór apoftegmatów (slowo Wybor apoftegmatow) REGNAULTEUR 25,16 Buy It Now 27d 8hKażde twoje słowo {Kazde slowo} MARTA REICHEUR 19,44 Buy It Now 26d 5hSłowo które uzdrawia {Slowo ktore} SEBASTIAN WIŚNIEWSKI /WISNIEWSKI/EUR 19,21 Buy It Now 21d 4hSłowo które łączy /Slowo ktore laczy/ MCDOWELL JOSHEUR 21,27 Buy It Now 21d 4hSłowo na A {Slowo} SADŁOWSKI NIKODEM /SADLOWSKI/EUR 16,02 Buy It Now 26d 5hDroga świętego Józefa Co słowo Boże mówi nam {swietego Jozefa slowo Boze mowi} WEUR 16,70 Buy It Now 26d 9hPakiet Wyobraźnia i słowo Donikąd Szepty Surogat |Wyobraznia slowo Donikad| CZEREUR 28,82 Buy It Now 21d 3hEucharystia i słowo {slowo}EUR 11,21 Buy It Now 11d 7hDać rzeczy słowo Co za historia ćw 5 elementów {Dac slowo cw elementow} PIETRZYKEUR 7,77 Buy It Now 11d 7hZłap się za słowo Sposób na 365 dobrych dni {Zlap sie slowo Sposob}EUR 11,21 Buy It Now 11d 7hBiorę sobie Ciebie Słowo Boże na dzień ślubu {Biore Slowo Boze dzien slubu} RAVAEUR 24,93 Buy It Now 26d 7hDać rzeczy słowo Co za historia ćw 4 elementy {Dac slowo cw} PIETRZYKEUR 5,02 Buy It Now 11d 7hSłowo które uzdrawia {Slowo ktore} SEBASTIAN WIŚNIEWSKI /WISNIEWSKI/EUR 8,92 Buy It Now 18d 7hSłowo i miecz {Slowo} AMY HARMONEUR 5,72 Buy It Now 10d 15hSłowo greckie na każdy dzień roku {Slowo kazdy dzien}EUR 12,58 Buy It Now 10d 15hKażde twoje słowo (Kazde slowo)EUR 27,88 Buy It Now 8d 1hUsłyszeć Słowo Boże Praktyka lectio divina /Uslyszec Slowo Boze/ ZATORSKIEUR 8,23 Buy It Now 24d 16hSłowo które łączy /Slowo ktore laczy/ MCDOWELL JOSHEUR 10,74 Buy It Now 27d 13hJakie to było słowo Ćwiczenia logopedyczne cz 2 {bylo slowo Cwiczenia} ZMUDZIŃSKEUR 12,58 Buy It Now 12d 13hZiarnem jest Słowo Boże Homilie kerygmatyczne {Slowo Boze} GERARD SIWEKEUR 28,36 Buy It Now 26d 8hJedno słowo za dużo (slowo duzo)EUR 26,82 Buy It NowJedno słowo za dużo (slowo duzo) ABBIE GREAVESEUR 8,80 Buy It Now
Tytuł oryginału: The Ends of the EarthProjekt okładki: Pola i Daniel RusiłowiczowieRedaktor prowadzący: Aleksandra JaneckaRedakcja: Małgorzata BurakiewiczRedakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert FritzkowskiKorekta: Antonina NowakowskaFotografia wykorzystana na okładce© Robin Röcker/UnsplashCopyright © Abbie Greaves 2021Copyright © 2021 Rafferty Writing Ltd © for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2021© for the Polish translation by Katarzyna BieńkowskaISBN 978-83-287-1703-9Warszawskie Wydawnictwo LiterackieMUZA SAWydanie IWarszawa 2021fragmentDla Mamy i Taty, których cierpliwość do mnie jest, mówiąc oględnie, inspirująca.* * *2018Mary O’Connor jest już stałym elementem dworca Ealing Broadway. Jak większość mijanych po drodze obiektów, łatwo ją przeoczyć lub zlekceważyć. Na tym jednak podobieństwa się kończą. W Mary nie ma nic byle jakiego – wręcz ma starannie upięte w kok z tyłu głowy, ciemne kosmyki lśnią niczym świeży kasztan. Mary od lat nie była u fryzjera, uważa to za ekstrawagancję, na którą nie zasługuje; dobre geny sprawiają jednak, że jej włosy i tak wyglądają świetnie. Te same geny zapewniły jej także regularne rysy twarzy, wydatne kości policzkowe i zgrabny orli nos. Nawet bez śladu makijażu jej oczy są ogromne. A ich spojrzenie czujne, mógłby powiedzieć ktoś spostrzegawczy. Albo wieczoru Mary dziarskim krokiem przychodzi tu zaraz po pracy, prosto z pobliskiego supermarketu, w którym ustawia towary na półkach. Nie ma czasu iść najpierw do domu, żeby się przebrać, skoro kończy zmianę o wpół do Mary zbliża się do dworca, jej ciało przechodzi na autopilota. Zajmuje swoje stanowisko pod betonowym dachem przy wejściu, kilka metrów przed bramkami biletowymi, na lewo od kiosku, w którym sprzedają lurowatą kawę. Kiedy już przyjmie odpowiednią pozycję, wyjmuje tekturkę z napisem. Zawsze nosi ją przy sobie, w tylnej kieszeni plecaka, złożoną na pół wzdłuż biegnącego pośrodku zgięcia, które powoli się przeciera. Nie tylko tekturka się starzeje, mówi sobie w duchu Mary, ściągając wargi, gdy pod lewą łopatką przeszywa ją ostry ból. I pomyśleć, że w zeszłym tygodniu skończyła zaledwie czterdzieści lat. Emocjonalnie jest jednak tak wykończona, że czuje się o co najmniej dwadzieścia lat wysoka, ma ponad metr osiemdziesiąt, więc poświęca chwilę na sprawdzenie, czy umieściła tekturkę tak, by znajdowała się na oszacowanej przez nią „przeciętnej wysokości wzroku człowieka”. Następnie rozkłada ją i odsłania swoją wiadomość całemu światu. Będzie zmieniała chwyt, kiedy palce zaczną jej drętwieć; cały czas jednak uważa, żeby nie przesłonić nawet kawałka napisu: WRÓĆ DO DOMU, JIM. Każde słowo się liczy, a każda sylaba jest wyryta w jej sercu.– Jim? – zagaduje wracających z pracy pasażerów, którzy mijają ją, wpatrzeni w swoje telefony albo w jedną z darmowych lokalnych gazet, które ostatecznie kończą zdeptane na ziemi pod jej nogami. W ciągu ostatnich kilku lat niepokojąco wzrosła liczba osób, które zdają się coś jej odpowiadać. Tak naprawdę jednak mówią do tych ledwie widocznych bezprzewodowych słuchawek, wyglądających jak małe białe apostrofy w ich uszach. Dziwaczny widok. I pomyśleć, że to oni patrzą na Mary, jakby miała zaburzony kontakt z dni, kiedy panuje szczególnie duży ruch, zdarza się, że ktoś przystaje i pyta ją o Jima. Na ogół jest to życzliwa i zatroskana osoba, która sądzi, że Mary wpadła w jakieś tarapaty (albo może upadła na głowę) i potrzebuje chwili rozmowy. Pomimo jej schludnego wyglądu w każdym miesiącu trafia się parę osób, które próbują wcisnąć jej też jakieś pieniądze. Jak jednak wyjaśnić, że jest nie tyle bezdomna, ile pozbawiona jedynego człowieka, z którym pragnie tworzyć dom? Wszyscy zawsze odchodzą, zanim Mary zdąży znaleźć właściwe kończy swoją wartę, kiedy dłonie ma tak zdrętwiałe, że tekturka z nich wypada – mniej więcej po dwóch godzinach w jej cienkich wełnianych rękawiczkach. To zawsze przepełnia ją nowym poczuciem winy. Czy nie zwija się zbyt wcześnie? A jeśli Jim zjawi się akurat wtedy, kiedy będzie otwierała drzwi mieszkania? Po blisko siedmiu latach tego czuwania, po pełnych sześciu cyklach zim, wiosen, lat i jesieni pogodziła się już z owym niedającym spokoju poczuciem niedopełnienia swego obowiązku związanym z zimową zmianą jednak, na początku sierpnia, może tu stać aż do dziesiątej wieczorem. Czyli, według jej zegarka, srebrnego na cienkim łańcuszku, przechowywanego pieczołowicie prezentu od niego, ma jeszcze godzinę. Mary wytrzyma ból nóg, ramienia i serca, bo i tak nie ma dokąd iść, wcale nie chce wracać do mieszkania, w którym panuje cisza ciężka niczym w tę godzinę, a potem, dobrze to wie, będzie żałowała, że nie może zostać przed dworcem na zawsze. Będzie czekała, aż zacznie się słaniać na nogach. Nie da za wygraną, nie skończy z tym, nie rozpocznie nowego rozdziału. Nie podda się. Nie. Będzie czekała, czekała i dalej czekała. W końcu czy nie to właśnie obiecała Jimowi?Na końcu świata, w Ealing. 12018O dziesiątej wieczorem Mary kręci głową na boki. Rozlega się trzask, a po nim seria drobnych chrupnięć przypominających szelest liści pod stopami. Ten, kto powiedział, że stanie to klucz do dobrego zdrowia, nie spędza na nogach ponad dwunastu godzin dziennie. Mary składa tekturkę, chowa ją z powrotem do plecaka i rozgląda się po raz ostatni. Mimo że do tej pory powinna już się uodpornić na rozczarowanie, widok hali dworcowej bez tej jednej twarzy, którą pragnie ujrzeć, jest wtorek, Mary nie ma czasu iść do domu przed swoją zmianą, trwającą od jedenastej do trzeciej nad ranem, w Nocnej Linii, lokalnym kryzysowym telefonie zaufania. Mary dyżuruje w tych samych godzinach również w czwartki, a wzięłaby nawet więcej zmian, gdyby Ted, prezes zarządu i osoba odpowiedzialna za grafik, nie zaprotestował w obawie, że Mary będzie zbyt zmęczona. Prawdę powiedziawszy, Mary jest tak wyczerpana – emocjonalnie i fizycznie – że zapomniała już, jak to jest czuć się inaczej. Ma nadzieję, że piętnastominutowy spacer z dworca do szkoły podstawowej imienia Świętej Katarzyny, głównej siedziby charytatywnej Nocnej Linii, ożywi ją na tyle, że będzie potrafiła sensownie rozmawiać przez zgłosiła się do Nocnej Linii trzy miesiące po tym wszystkim, co stało się z Jimem, kiedy już zaczęła pełnić swoją wartę na dworcu, ale wciąż miała poczucie, że to za mało. Utrata Jima spowodowała pustkę w jej życiu, utworzyła wielki ziejący krater, grożący pochłonięciem jej w całości. I choć wyglądało na to, że nigdy nie uda się go wypełnić, Mary wiedziała, że musi przynajmniej podjąć próbę uratowania tych strzępów przyszłości, jakie jej jeszcze kiedy na lokalnej tablicy ogłoszeń pojawił się anons w sprawie nowych wolontariuszy, kilka dni po tym, gdy rozpoczęła pracę w SuperShopie, Mary odruchowo urwała listek z adresem mailowym i numerem telefonu i schowała go do kieszeni spodni. Przez kilka dni nic z tym nie robiła. Za każdym razem, kiedy myślała, żeby wysłać e-mail na podany adres, w jej głowie, niczym diabełek wyskakujący z pudełka, pojawiała się jedna z ulubionych sentencji jej mamy: „Nie możesz nikomu pomóc, dopóki nie pomożesz samej sobie”.W tym aforyzmie, jak w większości podobnych, była pewna logika, gdyby jednak wyłącznie ludzie niepotrzebujący pomocy oferowali ją innym, to pewnie w ogóle nikt by nie pracował w organizacjach charytatywnych. Poza tym Mary spełniała większość wymaganych kryteriów – była zaangażowana, niezawodna, potrafiła słuchać. Miała pewne obawy co do swojej zdolności zachowania „spokoju w sytuacjach kryzysowych”, powiedziała sobie jednak, że działalność w Nocnej Linii to doskonała okazja, by się tego jeszcze nie była tak bombardowana informacjami jak podczas kilku pierwszych sesji szkoleniowych. Ted na początku zaznaczał jej najważniejsze strony w opasłym podręczniku, szybko jednak zarzucił tę praktykę. Wyczuł być może, że Mary jest wystarczająco sumienna, żeby przeczytać całość od deski do deski. Tyle czytania, a i tak Mary wzięła sobie do serca tylko jedno zdanie, zdobiące tekturową teczkę motto organizacji: Przestrzeń do to sprawiało, że myślała o Jimie, co samo w sobie nie było niczym nowym, ale teraz w jej myśleniu o nim zaszła pewna zmiana. Tyle razy odtwarzała w głowie wszystkie rozmowy, które odbyli, jakie tylko mogła sobie przypomnieć. Teraz jednak zdała sobie sprawę, że nawet gdyby zapamiętała wszystko idealnie, te szeregi słów nie oddałyby całej historii. Mary obiecała sobie, że będzie ofiarowywała dzwoniącym do Nocnej Linii tyle przestrzeni, ile tylko jej samoocena w ostatnich latach dramatycznie spadła, wie, że jest dobrą wolontariuszką. I pomimo obciążeń, jakie wiążą się z tym zajęciem, uświadomiła sobie, że w Nocnej Linii czuje się swobodniej niż gdziekolwiek indziej ostatnimi czasy. Ma poczucie celu, co dobrze jej robi po emocjonalnych burzach codziennej warty. Ściany klasy przynoszą jej ukojenie. No i jest jeszcze towarzystwo innych wolontariuszy, których naprawdę nich wszystkich najdłużej zna Teda, chociaż on niezupełnie zalicza się do wolontariuszy. Odkąd dwa lata temu zmarła jego żona, podjął decyzję, że na czas przeżywania żałoby wycofa się z rozmów telefonicznych. Pełni teraz funkcję „kierowniczą”: grafik, organizacja pracy, całe to nudziarstwo. Swego czasu mijali się z Mary jak nocne statki, dopóki w zeszłym roku jego najmłodszy syn nie wyjechał na studia, a Ted wyznał Mary, że czuje się tak, jakby stracił sens to jest nas dwoje, pomyślała Mary, po czym zdobyła się na to, żeby go spytać, czy miałby ochotę wybrać się kiedyś na spacer. Od tamtej pory wspólna przechadzka w niedzielne popołudnie obojgu im weszła w nawyk. Kilka tygodni temu wyprawili się razem do Królewskich Ogrodów Botanicznych w Kew, żeby świętować jego pięćdziesiąte urodziny – jeśli świętowaniem można określić zjedzenie dwóch rożków w kawiarni.– Dobry wieczór – odzywa się Mary, wchodząc do stoi tyłem do niej. Jak zwykle ma na sobie koszulkę polo i szorty khaki, a pod lampą jego ogolona na łyso głowa błyszczy jak żarówka. Mary widzi, że jest akurat w trakcie nalewania herbaty do termosu. Ten jednak nie chce współpracować. Pojemnik ze stali nierdzewnej chwieje się na brzegu stołu.– Mary!W swym entuzjazmie, by ją powitać, Ted rozchyla dłoń i termos spada z łoskotem na podłogę. Oboje, Mary i Ted, wzdrygają się.– Co za koszmarne urządzenie – mówi Ted, kiedy termos toczy się pod stół. Mary zawsze zdumiewa, jak neutralnie brzmi jego głos w jej irlandzkich uszach. Ani śladu akcentu, choć Ted ma swobodny sposób bycia luzaka z East Endu.– Jak podróż, udana? – zagaduje kiwa głową, a Mary dostrzega jego opaleniznę. Zawsze był ogorzały – pewnie to jeden z plusów bycia zamiłowanym ogrodnikiem – ale teraz po dwuipółtygodniowym pobycie u swoich starych rodziców w Dorset opalił się na brąz. Odmłodziło go to o dziesięć lat.– W porządku, dziękuję. Chociaż ciężko mi patrzeć, jak powoli podupadają na stara się nie myśleć o swojej mamie posuwającej się w latach, z kostkami spuchniętymi jak piłeczki tenisowe, co widać powyżej bamboszy. Dobra córka, upomina się w duchu, spędzałaby wieczory, masując matce stopy, a nie stercząc przed dworcem odległym o osiemset kilometrów. Prędko spycha tę myśl w otchłań podświadomości.– Powinienem pędzić. – Głos Teda wyrywa Mary z zadumy. Wygląda na to, że milczała dłużej, niż jej się zdawało, bo kiedy wraca do rzeczywistości, widzi, że Ted się waha, niepewny, czy ma ją uściskać na pożegnanie. Zamiast tego Mary posyła mu swój najbardziej przekonujący jego wyjściu zajmuje swoje miejsce i w oczekiwaniu na pozostałą dwójkę stałych wolontariuszy Nocnej Linii owija sobie sznur od telefonu wokół palca chwili widzi przez okno, jak Kit i Olive przechodzą przez jezdnię. Kit – dwudziestoparolatek o niespożytej energii uczniaka – opowiada właśnie jakąś anegdotę. Rudoblond włosy bez przerwy wpadają mu do oczu i Mary wyobraża sobie, że Olive – emerytowana kręgarka – z trudem się powstrzymuje, by nie zaproponować mu gumki do ich upięcia. Kit ma regularne rysy i urodę lidera boysbandu, ale z bardzo niedbałym podejściem do szczegółów swojego wyglądu, przez co zawsze sprawia wrażenie, jakby właśnie wrócił z jakiegoś festiwalu. I pomyśleć, że w ciągu dnia pracuje w banku inwestycyjnym!– Wydaje mi się, że to lekka przesada – stwierdza Olive, kiedy się i macha do Mary, po czym kieruje się do krzesła obrotowego dla nauczyciela. Rozpina rzepy sandałów i wysuwa z nich stopy. Olive jest starą przyjaciółką Teda i działa w Nocnej Linii od samego początku. Co w pewnym sensie wyjaśnia, dlaczego czuje się tu jak u siebie.– Jak się masz, amigo?Kit, jak słyszeli ostatnio pozostali wolontariusze, zainstalował sobie apkę do nauki hiszpańskiego. A teraz wygląda na to, że będą już słuchać o tym bez chwilę panuje cisza, aż Mary spostrzega, że on zwraca się do niej.– Ja?– Co nowego? – nie daje za wygraną Kit.– Niewiele. – „Nic” byłoby bardziej trafne. Jak jednak miałaby mu wyjaśnić, że jej życie nigdy nie zbacza z ustalonego kursu, na który składają się praca w supermarkecie, codzienne warty przy dworcu i dwa wieczory tygodniowo tutaj, w Nocnej Linii? Mary może sobie tylko wyobrażać, jakie intensywne życie, w sensie zawodowym i imprezowym, prowadzi on w City. Ostatnie, czego pragnie, to czyjakolwiek litość.– Jakieś wakacje na horyzoncie?Zanim Mary zdoła wydusić odpowiedź, dzwoni telefon najbliżej Olive.– Zajmij swoje miejsce! – warczy Olive do Kita. – w sali zapada cisza, gdy wszyscy troje po kolei odbierają telefony. Pierwsza rozmowa Mary jest długa, trwa ponad dwie godziny. Dzwoni młody człowiek, od którego odeszła żona, zabierając ze sobą kilkuletnie bliźniaki. Nigdy nie jest łatwo słuchać, jak ktoś mówi, że nie wie, po co miałby rano wstawać z łóżka, a Mary bez wątpienia ma dla takich stanów więcej zrozumienia niż większość ludzi. Chociaż nie może się do tego przyznać. Wolontariusze są anonimowi i nie mogą nawet aluzyjnie napomykać o swoim życiu osobistym. To krzepiące, odkrywa Mary, przedstawiać się jako próżnia. Ma świadomość, że przychodzi jej to zbyt naturalnie, by mogło być Mary się rozłącza, ma kilka minut dla siebie. Wgryza się w twixa, którego zostawił dla niej Ted, i nalewa sobie świeżą filiżankę herbaty. Wracając później do tej chwili, będzie się zdumiewać, że najbardziej niezwykłe wydarzenia idą zazwyczaj w parze z najzwyklejszymi chwilami. Na razie jednak przełyka kęs batonika i podnosi słuchawkę.– Dobry wieczór, witam w Nocnej Linii. Zanim zaczniemy, mu…– Halo? – Męski głos po drugiej stronie linii załamuje się, jakby ktoś zakrywał mikrofon dłonią.– Halo, dobry wieczór, tu Nocna Linia. Na początek muszę zadać kilka py…– Chciałem powiedzieć, że tęskniłem za początku Mary nie wierzy własnym uszom. Działa tu wystarczająco długo, by sądzić, że słyszała już wszystko.– Jesteś tam? – pyta głos. Dźwięk jest stłumiony, ale też wyraźnie bełkotliwy.– Tak, tak… – Mary kładzie wolną dłoń na biurku i widzi, że drży mimo całkowitego napięcia ręki. Przez sekundę próbuje się skupić na tu i teraz. Bezskutecznie jednak, myślami cofa się całe lata, do chwili, w której się poznali. Ale to przecież niemożliwe…?– Słyszałaś, co powiedziałem? – Słowa mężczyzny zdają się zlewać, to niewątpliwie efekt wypicia pół butelki whisky, jeśli nie więcej. Tętno Mary galopuje.– Tak. Słyszałam, dziękuję. Tę… tęskniłeś za mną. – Zająkuje się na tym słowie. Cienka strużka nadziei spływająca wzdłuż kręgosłupa Mary przerodziła się teraz w powódź zalewającą wszystkie komórki i tkanki jej ciała.– Tęskniłem za ogląda się przez lewe ramię, żeby sprawdzić, czy Olive lub Kit nie podsłuchują. Czuje się jednocześnie opiekuńczo drapieżna jak tygrysica i bezbronna jak ofiara w zasięgu jej pazurów.– To jeden z najgorszych dni, jakie miałem od lat. Czuję się taki samotny, jakby nie było nikogo, kto by mnie wysłuchał. Trudno jest znaleźć w sobie siłę, by ciągnąć to dalej, jeśli nie ma się nikogo, do kogo można się zwrócić. Poza tobą. Ty zawsze byłaś przy mnie. Nigdy się ode mnie nie odwróciłaś. Jesteś moją bezpieczną… – Trzaski na linii. Mary nie słyszy ostatniego słowa, ale może je sobie sama przykłada dłoń do czoła, jest lepkie, to ten rodzaj ciepłej wilgoci, która pojawia się, zanim wirus dopadnie cię na dobre. Kolejny trzask pobudza jej rozgorączkowany umysł do działania.– Gdzie jesteś? – udaje jej się wykrztusić. Musi to wiedzieć. Nawet jeśli nie otrzyma konkretnej lokalizacji czy współrzędnych, ani nic, co umożliwiłoby odszukanie go, wystarczy jedno słowo. Jedno słowo, tylko tego jej trzeba. Okay. Bo jeśli on dzwoni po takim czasie, musi być jakiś powód. Bo, o Boże, co, jeśli on jest w niebezpieczeństwie albo chory, albo…– Tego nie mogę ci powiedzieć. Nie teraz. Chciałem tylko, żebyś mnie usłyszała, jej dech.– Znasz moje imię – szepcze, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego.– Słucham? – I znowu ten szelest po drugiej stronie linii, który zniekształca głos niczym źle nastrojone radio.– Jesteś tam? Halo? – Mary chce, żeby on ją usłyszał mimo kiepskiego połączenia. Przezwycięży zakłócenia dzięki sile swojej desperacji. – Halo? – Znowu to samo potworne poczucie, że powiedziała nie to, co trzeba. Nie może go stracić, nie teraz. – Halo?Zanim jednak zdąży wymówić kolejne słowo, połączenie zostaje zataczając się, rusza w stronę drzwi. Ledwie widzi na oczy, nie patrzy, dokąd idzie, w głowie kotłują jej się najgorsze możliwe scenariusze. Siedem lat milczenia rozpadło się w proch w ciągu minuty. Dlaczego? Dlaczego teraz? Przyciska rozpalone czoło do szyby w drzwiach, klamka wbija jej się w brzuch. Co to wszystko znaczy?Patrzy swojemu odbiciu głęboko w oczy, jakby próbowała tam znaleźć coś, czego mogłaby się widzi tylko Jima podczas ich pierwszej wspólnej nocy; widzi jego pełną czułości twarz i słyszy jego chropowaty głos.* * *koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersjiWarszawskie Wydawnictwo LiterackieMUZA SAul. Sienna 7300-833 Warszawatel. +4822 6211775e-mail: info@ internetowa: elektroniczna: MAGRAF Bydgoszcz
To zadziwiające, jak bardzo człowiek może się mylić.. Wydaje mu się, że wszystko jest w porządku. Zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, co się złego wokół niego dzieje.. W samym centrum tego zamieszania, jestem ja. Byłam siłą napędową wielu nieprzyjemnych sytuacji. Nie zdawałam sobie jednak sprawy jak wiele rzeczy mi umyka, jakie są skutki moich czy K. poczynań.. Wiadomo jednak było, że kiedyś w końcu to wszystko wybuchnie, eksploduje. I tak się właśnie stało. Nie mam pojęcia czemu działo się tak czy inaczej, ale na pewno jestem winna w wielu sprawach... Punktem zwrotnym w całej tej naszej nieświadomości, była nasza kłótnia, moja i K. w której ważyły się (po raz kolejny...) losy naszego związku.. Niestety świadkiem tej wymiany zdań (że tak delikatnie to ujmę) był Szwagier K. (tak będę o nim pisać - Szwagier), z którym, co tu dużo mówić, nienawidzimy się praktycznie od momentu poznania się.. Usłyszał bardzo dużo. Wykrzyczeliśmy wtedy sobie z K. wszystko, co się złego wydarzyło, w naszym związku. I wtedy zaczęło się piekło. Szwagier postanowił dał mi czadu, bo o to wszystko obwiniał mnie. Przesyłał piosenki z chamskimi tekstami, jeździł na każdym kroku, żartował w chamski sposób. Mój Narzeczony w końcu (po raz pierwszy chyba w życiu) stanął w mojej obronie, ale to nic nie dało. Dopiero moja wczorajsza rozmowa ze Szwagrem otworzyła nam wszystkim oczy na wiele spraw.. Ta rozmowa kosztowała mnie mnóstwo łez i nerwów. Nie umiem radzić sobie z krytyką, walczę z tym, staram się, ale czasami to jest ponad moje siły. Może dlatego, że wiem jak wiele spraw jest z mojej winy i nie umiem nic z tym zrobić.. Usłyszałam, że ograniczam K. zabraniam Mu wszystkiego, że jestem arogancka i mam zbyt wysokie ego. To akurat jest totalna bzdura. K. sam podejmuje decyzje, niektóre UZGADNIA ze mną, ale nigdy nie pod przymusem.. Na pewno mam wpływ na Jego decyzje, ale nie ma w tym nic złego ani dziwnego, przecież jesteśmy razem, zamierzamy się pobrać... A moje ego, a raczej samoocena jest bliska zeru.. Tak to jest jak ktoś wysnuwa pochopne wnioski.. Usłyszałam też, że non stop coś mówię, muszę zawsze każdego przegadać, może jest w tym trochę prawdy, ale taki mam charakter. Poza tym, uważam że ludzie, którzy umieją się wysłowić i mają swoje zdanie nie są źli, wręcz przeciwnie! Od małego też mam cechy przywódcze.. To też wszystkim przeszkadza.. Wiem, że bywa to uciążliwe, ale od czego ludzie mają języki, żeby zwrócić mi uwagę, czy po prostu powiedzieć, że im to przeszkadza..? Przeszkadzało Mu również to, że użalam się nad sobą. Moim zdaniem, nie miał podstaw, żeby tak sądzić. To, co stało się z moim ojcem, widocznie sprawia, że Szwagier ma mnie za ofiarę losu, ale ja nie zrobiłam nic złego.. Jakim prawem, mam dźwigać ciężar ojca..? Cała ta rozmowa skupiała się głównie na tym, że kiedyś K. był rozrywkowym chłopakiem, o wielkich marzeniach, buntowniczym podejściu do życia, skorym do popełniała wielu głupich błędów, a przy mnie stał się "ślepo zakochanym idiotą", na którego ma wpływ każde moje słowo.. Szwagier powiedział też, że to ja mam 'jaja', a nie K. A powinno być odwrotnie, że ja jestem facetem w naszym związku.. Bo K. nie umie podejmować sam decyzji, wyrażać własnego zdania.. Ale oboje (ja i Szwagier) zgodnie stwierdziliśmy, że K. na własne życzenie, z własnej woli, tak się ode mnie uzależnił i niestety nie ma w tym mojej winy.. Ja i K. zamknęliśmy się we własnym, małym świecie i bardzo oddaliliśmy się od własnych rodzin. Oboje szukaliśmy winy we wszystkich innych, tylko nie w sobie. Nie mogę też powiedzieć, że oni wszyscy byli święci i nie mieli w tym udziału, bo skłamałabym.. Każdy z nas dał ciała... I my i nasze rodziny. Rozmowa ze Szwagrem nie uspokoiła mnie ani trochę, wręcz przeciwnie. Zasiała kolejne ziarno strachu... Uświadomiła mi jednak wiele spraw, z którymi teraz muszę walczyć, bo jak to mówią: "Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło..." Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że chce się dobrze, a robi się coś całkiem odwrotnego - zupełnie nieświadomie. Albo jak ktoś ubzdura sobie coś po jednej lub dwóch przypadkiem wychwyconych sytuacji i kurczowo trzyma się tylko tego, co naprawdę przypadkiem zauważył... Szwagier powiedział to, co chciał powiedzieć, zwrócił uwagę na kilka ważnych spraw, ale mam też - oby nie złudną - nadzieję, że choć trochę wyjaśniłam Mu, dlaczego jest tak, jak jest i że choć w małym stopniu mnie zrozumie i przestanie oceniać na podstawie jednej głupiej sytuacji.. Zmieniły się też plany odnośnie naszego ślubu, ale to już temat na inną notkę. Żeby nie było jednak wątpliwości, powiem tylko, że nadal chcemy spędzić ze sobą resztę życia.. ;)
– Daj się pocałować. – Ale ksiądz proboszcz mówi, że to grzech. 13 lipca w śląskim skansenie, na podstawie autentycznych zapisków sądowych odnalezionych w Berlinie, wystawiono „Obrazki ze wsi Chorzów”. Niewykluczone, że chorzowski spektakl był pierwszym tego rodzaju w Polsce. – Odtworzyliśmy historie sądowe sprzed lat, co zdarza się w niewielu miejscach. Mało wsi w Polsce dysponuje tak pełnymi zapisami sądowymi – mówi Andrzej Sośnierz, prezes Muzeum „Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie”. Przedstawienie cieszyło się dużym zainteresowaniem. Wśród publiczności pojawił się prezydent Chorzowa Andrzej Kotala, którego nazwisko znalazło się w zapiskach sądowych. Nie było ono jedyne, występowały także: Bieńkowicz, Grochal, Głuch, Bieniek i wiele innych. Litkup jak pieczęć Aktorzy śląskiej sceny teatralnej, Andrzej Kowalczyk, Maria Meyer czy Dariusz Niebudek, opowiedzieli cztery historie ludzi mieszkających w Chorzowie i Dębie w epoce renesansu i baroku. Usłyszeć można było o Dorocie Chybidziurzance, która po romansie z Frankiem Grochalem została wyrzucona ze wsi za cudzołóstwo. Franek, zabiegając o względy swojej wybranki, zapewniał ją o tym, jak bardzo ją miłuje. Jednak gdy przyszła pora na zeznania przed sądem wiejskim, jego miłość... dziwnie się ulotniła. Każda część przedstawienia odnosiła się do zdarzeń, jakie mają miejsce także dzisiaj. Mieszkańcy starodawnego Chorzowa często urządzali bijatyki w karczmie, latały stoły, łamały się ławy, a trunki lały się strumieniami. W dzisiejszych czasach pewnie odnalazłby się także Jan Głuch, który zdradził swoją żonę. Przyznał się do stawianego mu zarzutu, nie otrzymał jednak wielkiej kary. Dlaczego? Bo – według sądu – wina była też po stronie żony, z którą ciężko było wytrzymać. Kobieta, w przeciwieństwie do reszty mieszkańców wsi, zawsze mówiła o jedno słowo za dużo. Ją też spotkała kara: leżenie krzyżem podczas Mszy świętej w kościele. Inny z obrazów przedstawiał sytuację matki, która – nie chcąc mieszkać z żadnym z dzieci – postanowiła oddać swoją ziemię Janowi Grycholi. Czemu nie chciała przebywać u swoich dzieci? Bo nie przepadała za synową, a córkę uważała za nieroba. Ciekawostką było znaczenie wypicia tak zwanego litkupu, czyli poczęstunku potwierdzającego i gwarantującego nienaruszalność zawartej umowy. Nazwisk jest więcej Księga sądowa wsi Chorzów i Dębu obejmuje lata 1534–1804. Odnaleziona została w archiwum w Berlinie przez prof. Tomasza Falęckiego. W czasie drugiej wojny światowej przechowywał ją bibliotekarz Richard Schmidt, który badał dzieje śląskiego miasta. Uciekając przed Armią Czerwoną, wywiózł księgę do Oberhausen w Zagłębiu Ruhry, skąd trafiła po jego śmierci do archiwum stolicy Niemiec. W ubiegłym roku Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie postanowił skserować jej treść. Wybrane epizody nie są jedynymi, które opisane zostały w dokumencie znalezionym w Berlinie. – Wszystkie te historie ukażą się w książce, którą wydamy jeszcze w tym roku. Oczywiście, będą pisane w tamtym języku, więc nie będą łatwe do czytania – zapowiada A. Sośnierz. – Niewykluczone, że powtórzymy to przedstawienie. Być może nie wszyscy chętni mieli okazję zobaczyć „Obrazki ze wsi Chorzów”, a mieszkańców o występujących tam nazwiskach jest znacznie więcej.
moglo byc tak dobrze powiedziales jednak jedno slowo za duzo